LIfe is pain

LIfe is pain

Life is pain.

Walka czyni nas bardziej ludźmi. Krótkotrwały stres o wysokiej amplitudzie jest dobry dla naszego ciała. W odróżnieniu od długotrwałego “przejmowania się” pracą i niespłaconym kredytem, czy tym, co kto sobie o nas kiedyś pomyśli.

Martwimy się często o rzeczy, na które nie mamy wpływu i które nie są w zasadzie istotne. Niszczymy swoje ciało; źle sypiamy, miewamy problemy z układem trawiennym, krążeniem, ciśnieniem krwi, nerwami. Łatwo powiedzieć: “bądź tu i teraz”. W natłoku bodźców, które serwuje nam cywilizacja niemożliwym jest osiągnięcie wewnętrznego spokoju, jaki był udziałem, lub wciąż jest ludzi ze wschodu. W Japonii dzieci są uczone bycia ZEN od maleńkości; skupienie, umiejętność koncentracji ad hoc jest jedną z kluczowych rzeczy potrzebnych w życiu.

Ktoś mi niedawno powiedział, że powodem dlaczego mieszkańcy republik post-radzieckich osiągają tak wiele w sportach walki jest to, że spędzają blisko 6 godzin w ciągu dnia na modlitwie oraz mają ograniczoną ilość bodźców zewnętrznych, takich jak telewizja, Internet, praca korporacyjna, czy zaciągnięty kredyt na mieszkanie. Pozbawieni często hałasu wielkich aglomeracji, kontemplują otwarte przestrzenie, spędzają czas z najbliższymi, w klubach walki, albo robiąc proste rzeczy. Medytacja bowiem nie jest stanem, do którego jest potrzebna odpowiednia pozycja ciała, strój, dojo i drzewko bonsai z szumem wody w tle. Medytujemy, kiedy umiemy się wyłączyć, wyjść z siebie, oglądając swoje myśli z boku, przyglądając im się z czysto logicznego punktu widzenia. Medytujemy, kiedy nie myślimy w ogóle, poświęcając się bez reszty wykonywanej czynności. Nawet, jeśli jest to tylko siedzenie w autobusie z głową opartą o szybę.

Cena życia ludzkiego w Europie jest wysoka. Robimy wszystko, żeby je wydłużyć, doświadczyć jak najwięcej pozytywnych uczuć, unikając najmniejszego cierpienia. Jego sensem stała się dla nas sama jego długość. Przyjemność stała się treścią codzienności; poszukujemy jej jak białego cukru – by na chwilę podnieść sobie nastrój, w dłuższej perspektywie obniżając odporność. Ćpamy szczęście, żeby stopniowo przestało na nas działać, byśmy nie mogli przestać.

Miękniemy.

Świat poza Europą jest okrutny. Świat natury, przyrody jest okrutny. Gatunek nam najbliższy ewolucyjnie jest okrutny. A może nasza skłonność do nazywania, klasyfikowania zdarzeń, rzeczy, istot tak naprawdę jest mylna? Może okrucieństwo nie jest tym, za co je uważamy? Może to my pozbawiliśmy się sensu życia i jesteśmy nieprzystosowani?

Może sensem życia jest cierpienie?

Każda, najmniejsza czynność, której chcemy się nauczyć wymaga wysiłku. Każda umiejętność okupiona jest cierpieniem. Pieprzyć wchodzenie i wychodzenie ze stref komfortu – nie ma takich. Nie schowasz się w niej z powrotem, kiedy ktoś cię będzie kopał leżącego na ulicy. Jest tylko jedna strefa.

Małe dziecko, kiedy uczy się chodzić nie przestaje, kiedy się przewróci. Nawet kiedy płacze, potem spróbuje znowu, potem znowu, aż pójdzie o własnych siłach i będzie doskonalić umiejętność, której się nauczyło przez powtarzanie. Okupi ją bólem, stresem i rozczarowaniem. Ale efektem będzie uśmiech i radość, bo ciężka praca popłaca. Mamy czas, żeby zniszczyć tę mądrość własnymi lękami przerzucanymi na nie. Dużo czasu, by cywilizacja wyolbrzymiła wyimaginowane zagrożenia do realnych, żeby mały człowiek przestał pragnąć realizowania siebie na rzecz pogoni za krótkotrwałą przyjemnością, bodźcami niepotrzebnymi mu do życia. Tymi, które wyznaczają, czy ktoś nadąża za światem, czy nie. Jakby było co gonić.

Bycie dobrym w czymkolwiek wymaga skupienia. Poświęcenia całej uwagi nabywaniu umiejętności. Powtarzania i ponoszenia porażek, próbowania od nowa. Wymaga bólu fizycznego, psychicznego, wyrzeczeń i poświęceń.

Walka, to życie w miniaturze.

Żyj.

aligatores