Więź

Więź

Mnóstwo jest powodów, dla których ludzie ciągną do klubów sportowych, gdzie uczą się jak innym robić krzywdę, jak nie dać sobie zrobić krzywdy. Każdy z nas prowadzi inne życie. W sekcji klubowej możesz spotkać magazyniera, taksówkarza, prawniczkę, lekarza, studenta, który jeszcze nie wie co będzie robił w życiu i doświadczoną oficer służb mundurowych. Tu nie ma znaczenia ile zarabiasz, w co się ubierasz, ani jaki masz samochód, czy masz i’phone’a, albo ile wyciskasz na ławce. Wchodzisz na matę, do ringu, oktagonu i kończy się PR, zaczyna się prawda – twój wizerunek już się nie liczy. Tak samo się pocisz, krwawisz, cierpisz ból, tracisz oddech. Jesteś z tego samego materiału. To ile ten materiał wytrzyma jest wynikiem twojej pracy.
Kiedy leżysz pod kimś na macie, kiedy dostajesz na wątrobę kopa, albo sierpa na szczękę, kiedy ktoś na tobie siedzi i ładuje cię młotkami w głowę, wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Kiedyś znajomy psychiatra powiedział mi, że gdyby ludzie wiedzieli jaki potencjał w rozładowywaniu napięcia mają sporty walki i sport w ogóle, to psychiatrzy nie mieli by pracy. Rzecz odbywa się u nas w głowie. Umęczenie ciała jest naturalną formą, na którą jesteśmy zaprogramowani, odnowienia naszego układu nerwowego. Skupienie, bycie „tu i teraz”, doświadczenie ZEN lub FLOW jest narkotykiem, który przyciąga nas i nie pozwala rezygnować. Mózg przez dwie godziny pracuje na innej częstotliwości, odpoczywa.
Wszyscy potrzebujemy akceptacji na poziomie atawistycznym. Pragniemy nie być osądzani, przyjęci do grupy. Taka jest nasza natura. Miejsce walki, gdzie człowiek psychicznie staje nagi uczy pokory tych, którzy mają jej za mało, podnosi samoocenę tych, którzy są pomiatani na co dzień. Skoro status społeczny, materialny się nie liczy, zaczyna liczyć się drugi człowiek. Nie wie tego, kto nie doświadczył siedzenia na macie po treningu z ludźmi cholera wie skąd i co robiącymi w życiu, śmiejąc się i czując oczyszczenie.
Poczucie wspólnoty, przynależności to często pomijany przez trenerów aspekt sportów walki. Tłumaczą się, że to sport indywidualny, dla jednostek. Na matę, do ringu, oktagonu wchodzimy sami. Ale żebyśmy się tam znaleźli potrzebna jest ręka partnera treningowego na ramieniu i słowa „będzie dobrze, rób swoje”, potrzebne są zdarte od dopingu gardła dookoła miejsca walki, kiedy brakuje ci tlenu, potrzebne są nerwy trenera, który twoją walkę przeżywa bardziej niż swoją. Potrzebna jest drużyna. Potrzebna jest więź.
Nie dla pasów, nie dla medali, nagród, na pewno nie dla pieniędzy.
DLA LUDZI.

aligatores