ZEN
Nie mogę sobie poradzić z bodźcami dookoła mnie. Każdy dzień to hałas. Począwszy od ekspresu z kawą rano, dozorcy, który z daleka wrzeszczy do mnie “dzień dobry!”, kiedy rano wynoszę śmieci wyprowadzając psa, przez radio w samochodzie, bluzgi rzucane na innych kierowców, trąbienie na zajeżdżanie drogi, pierwsze telefony z pracy zanim jeszcze do niej dojadę, jazdę windą z ludźmi z innej planety, z którymi nic mnie nie łączy, po pracę w miejscu, gdzie gdyby nie pieniądze nie poznałbym ani jednej z osób, z którymi pracuję. Potem praca osiem godzin, którą opanowałem kilka lat temu w ciągu kilku tygodni, po pół roku już nic nie było mnie w stanie zaskoczyć, a teraz wegetuję czekając na dzwonek kończący dzień. I znowu; jazda windą na dół, samochód, bluzgi, trąbienie, radio, telefon, huk autobusów, wizg tramwajów, migoczące światła samochodów. Potem klub i recepcja, zaczynam mamrotać bo jestem zmęczony, muszę powtórzyć na jakie zajęcia i że wodę jeszcze. Szatnia i na matę, chwilę posiedzę, pobawię się telefonem i zaraz trening.
Biegnę, macham jedną ręką do przodu i…cisza w środku. Wyraźnie słyszę jak do mnie mówią, słucham kiedy trener tłumaczy i nie mam problemu ze skupieniem. Przez prawie dwie godziny mój mózg robi sobie wolne, pracuje tu i teraz, nie myślę o niczym – reaguję.
Żyjemy za blisko siebie. Nasza psychika, mimo świetnych zdolności adaptacyjnych potwierdzonych naszą wytrzymałością na trudy jest wystawiona na ekstremum, szczególnie kiedy mieszkamy i żyjemy w dużym mieście. Codziennie jesteśmy bombardowani bodźcami zewsząd. Wymieniony hałas to także metafora szumu informacyjnego jaki staje się naszym udziałem każdego dnia. Konieczne zmiany biologiczne, które pozwolą nam siedzieć przez osiem godzin w pracy, reagować spokojnie na irytujące zachowania innych ludzi, przetwarzać wszystkie informacje jakie do nas trafiają nie ulegając zjawisku szumu informacyjnego zajmą jeszcze tysiące lat. Cywilizacja pchnęła nas z górki, a my turlamy się co raz szybciej. Owszem, umiemy się przystosować do zmian, ale mamy zwyrodnienia kręgosłupa, choroby psychiczne i nie nadążamy nawet za małą częścią informacji, które dostajemy codziennie. Kiedyś znajomy psychiatra powiedział mi, że gdyby ludzie zdawali sobie sprawę, jak wielką moc w terapii psychicznej ma uprawianie sportu to oni straciliby pracę. Jesteśmy zaprojektowani przez naturę (lub absolut – jak kto wierzy) do “upuszczania złej krwi” przez wysiłek fizyczny. Czysta biologia.
Tylko, że trening już nie wystarcza. Zajmuje za mało czasu w ciągu doby, której pozostałe godziny wypełnia “hałas”, nie pozwalający potem zasnąć. Mało kto z nas potrafi się wyłączyć w ciągu dnia poza treningiem, ciesząc się z robienia rano kawy, czy patrzenia jak pies biega za piłką. Mało kto z nas uśmiechnie się i odkrzyknie “dzień dobry!” dozorcy, który zamiata podwórko. Mało komu zwisa czy będzie pierwszy samochodem w kolejce do świateł, czy w pracy wszystko się uda, bo przecież nie wysyła rakiet w kosmos. Mało komu po ciężkim dniu chce się iść na trening z przyjemnością.
Wyłącz się. Wymelduj z przeszłości i przyszłości. Nie słuchaj muzyki w tle, kiedy coś robisz – poświęć się temu bez reszty, nawet jeśli to tylko parzenie kawy. Nie zerkaj co chwilę w telefon. Unikaj informacji z mediów elektronicznych, bo jesteś w stanie przetworzyć ich tylko minimum. Nie martw się rzeczami na które nie masz wpływu i tymi, które jeszcze nie nastąpiły. Ćwicz skupienie czytając i słuchając muzyki dla samego jej słuchania. Kiedy tylko się da wyjeżdżaj za miasto popatrzeć na las, wodę i otwarte przestrzenie; słuchaj śpiewu ptaków, trzasku ognia, patrz w gwiazdy na niebie wieczorem i wciągaj powietrze nosem nad ranem, kiedy trawa jest jeszcze mokra. Uśmiechaj się do ludzi i akceptuj rzeczywistość, która nie jest twoim udziałem. Bądź zahaczony/a w rzeczywistości najgłębiej jak to możliwe.
Bądź tu i teraz.